fot. Jacek Daszek
Wschodnie Projekty Fotograficzne organizowały sesje w Warszawie (wreszcie!) i nie mogło mnie na niej zabraknąć. Na sesję przyszłam z Andrzejem ( Andrzej Bryśkiewicz Fotografia ), już w makijażu, tylko bez wąsów i noska. Byliśmy chyba za wcześnie, wąsy zrobiła mi pani wizażystka Magdalena Domańska i już byłam gotowa... Na tłum wyczekujących fotografów. Nigdy więcej nie idę pierwsza, haha! Wymęczyli mnie trochę. Ale było pozytywnie! Poniżej zdjęcia Andrzeja i kilku innych fotografów z WPF i PRF który dołączył się do Kociej sesji.
fot. Igor Godlewski
fot. Paweł Sz.
fot. Sławek Lenart
fot. Rafał Petruczunik
fot. Andre Andrew
I ostatnie z Kociej sesji, nieobrobione i nieostre, w brudnym lustrze... Ale i tak je lubię, fota w lustrze musi być! :)
A po sesji Andrzej mnie zabrał w pewne magiczne miejsce. Było niebezpiecznie, w każdej chwili mogłam spaść i się zabić, niektóre deski już poodpadały na dół... Ale z pomocą Andrzeja dałam radę dojść do schodów i wejść trochę wyżej. Na samą górę nie dałam rady, bo było mi zbyt słabo, cienias ze mnie!
A po sesji Andrzej mnie zabrał w pewne magiczne miejsce. Było niebezpiecznie, w każdej chwili mogłam spaść i się zabić, niektóre deski już poodpadały na dół... Ale z pomocą Andrzeja dałam radę dojść do schodów i wejść trochę wyżej. Na samą górę nie dałam rady, bo było mi zbyt słabo, cienias ze mnie!
Już niedługo post z rockowej sesji!
Cya!
Cya!
Rotundy gazowni warszawskiej?
OdpowiedzUsuńAuć.
Miałaś dużo szczęścia, kiedyś chodziłam tam z przyjaciółką. Pierwszy raz byłyśmy tam robiąc sesję-prezent dla mojego chłopaka. Też chadzałam sobie po deskach i siadałam na podestach machając nóżkami i myśląc "a co tam, przecież nic się nie stanie". Wracałyśmy tam regularnie przez 2 lata. Ostatni raz byłyśmy tam w 2010 roku w kwietniu, w urodziny przyjaciółki. Wymyśliła sobie zdjęcie na podeście. Nie zdążyłam nawet wziąć aparatu, gdy usłyszałam dziki huk. Gdy przerażona pobiegłam zobaczyć co się stało, okazało się, że deska na której stała zarwała się - Anka zawisła trzymając się drugiej, ocalałej deski. Uratowało ją "zahaczenie" nogą o mur, inaczej i to drugie drewienko pewnie by pękło. Grrr... To była nasza ostatnia wizyta w rotundach. W dalszym ciągu jak o tym myślę jest mi słabo!!!
A kocia sesja - świetna! :)
Widziałam te dziury i za każdym razem jak je omijałam było mi słabo. z jednej strony trzymałam się chłopaka, a z drugiej strony ściany... On twierdzi że sam kiedyś biegał naokoło... Ech. Po Twojej opowieści chyba nigdy więcej tam nie pójdę, bo zejdę na zawał zanim jakaś deska zdąży pęknąć ;)
UsuńJestem świadomy zagrożeń jakie mogą Nas spotkać w takich miejscach.
OdpowiedzUsuńOd tylu lat nigdy nikomu nic się nie stało choć wiem, że może być ten pierwszy raz...zawsze jestem ostrożny w 100% a każde ryzyko sprawdzam własną osobą :)
I dlatego że ryzyko sprawdzasz własną osobą więcej tam nie pójdziesz i bez dyskusji :P Nie no serio mówię. :(
Usuń